Dwa tygodnie temu zmarł mój stary przyjaciel, aktor, Jaś Prochyra. Znaliśmy się od ponad czterdziestu lat, to jest od czasu, kiedy Janek studiował w Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Była to pierwsza połowa lat siedemdziesiątych. Od tej pory utrzymywaliśmy stały kontakt i choć ostatni raz widzieliśmy się ładnych kilka lat temu, to zawsze trafiała się jakaś okazja do telefonicznej rozmowy.

 

Jan ProchyraJanek był rodowitym krakowianinem i lubił to podkreślać. Zwłaszcza sposobem mówienia. Starych krakowiaków wyróżnia sposób akcentowania nieco odmienny niż w innych regionach Polski. Janek używał owej szczególnej melodii słów w sposób mocno przesadny. Zarówno kiedy mieszkał w Krakowie, jak i później, po przeniesieniu się do Warszawy. Zawsze mnie to rozbawiało i kiedy Jaś w ferworze swoich opowieści „krakusił” w sposób nie do wytrzymania, odpowiadałem mu, parodiując warszawski slang rodem z Wiecha i Grzesiuka. Bardzo to zawsze rozbawiało przypadkowe towarzystwo.   
Jaś Prochyra od zawsze był grubasem. Taki wygląd z góry przesądzał o tym, jakie postacie mógł grać. Także do jakich podkładać głos w filmach dubbingowanych. Zwłaszcza tych dla dzieci. Niegdyś wszystkie rysunkowe misie, niedźwiadki i inne leniwe stworki mówiły głosem Mieczysława Czechowicza (także grubasa). Po jego śmierci to Jaś podkładał głos np. Kłapouchemu z Kubusia Puchatka, a także wielu innym zwierzakom w licznych kreskówkach. No i oczywiście potężny Obelix z filmów o Asterixie grzmi głosem Janka.
Jan Prochyra zagrał w pięćdziesięciu filmach i serialach telewizyjnych. Po raz pierwszy, jeszcze jako student, w filmie „Milion za Laurę”, gdzie kreował syna górala kupującego kradzione drewno.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.