Pamiętam panią Annę. Była ona koleżanką mojej mamy. Mieszkała w małej wsi w północnej części Puszczy Białowieskiej.Każdego roku, na początku lata jeździliśmy tam na jagody. Podczas jednego z ostatnich pobytów, gdy już zamierzaliśmy wracać do domu, podeszła do mnie córka pani Anny, aby porozmawiać na temat jej zdrowia.

O raku jelita grubegoByła zaniepokojona obecnością krwi w stolcu mamy. Byłem wtedy na czwartym roku studiów medycznych i wiedziałem, że krew w stolcu to bardzo poważna sprawa, która wymaga dokładnych badań i ustalenia źródła krwawienia. Zapytałem, czy pani Anna była z tym problemem u lekarza. Okazało się, że tak, była i lekarz nie zlecając dokładnych badań wypisał tabletki. Poradziłem, aby poszukali innego lekarza. Kolejny raz spotkałem panią Annę po roku, w szpitalu gdzie odbywałem wakacyjną praktykę. Pani Anna umierała na raka jelita grubego. Została przywieziona na oddział chirurgiczny, aby nakłuć brzuch i spuścić płyn, który gromadził się w ogromnych ilościach. Gdy zobaczyła mnie uśmiechnęła się z nadzieją, że znajomy lekarz na pewno zajmie się nią właściwie. Ale dla pani Anny nie było już leczenia. Zmarła niedługo potem. Do dziś mam przed oczami jej wychudzoną twarz, duże oczy i pełen nadziei uśmiech. Przez kilkanaście lat pracy w Szczytnie w mojej pamięci nagromadziło się wiele takich twarzy - twarzy ludzi umierających z powodu raka jelita grubego. Jest to po raku płuc druga przyczyna zgonów na nowotwory złośliwe w Polsce i niestety zapadalność i umieralność na ten nowotwór stale rosną.

Ciągle też spotykam ludzi, którzy przez długi czas bagatelizowali jeden z najbardziej widocznych objawów – krew w stolcu.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.