Wszystko się trzymie

na dobrym rymie…

poezjo – jak Ci na imię!

To słowa Jonasza Kofty. Wspaniałego poety, twórcy kabaretowego i teatralnego, autora znanych piosenek. To on napisał przebój „Jak dobrze jest rano wstać”, choć nie wyobrażam sobie, żeby Jonasz kiedykolwiek wstałbył przed południem.

Ale miał rację co do żartu na temat rymów. Przed tygodniem cytowałem szybką rymowankę mojego przyjaciela Andrzeja. Każdy z tekściarzy umiejętność składania rymów musi mieć opanowaną do perfekcji. Gdzie mi tam do Andrzeja Woyciechowskiego, czy Janusza Weissa, ale ja także pisywałem teksty do naszych wspólnych stodolanych spektakli.

Z tą umiejętnością szybkiej rymowanej riposty zdarzyło mi się w prywatnym życiu wpaść w zabawną pułapkę.

Był czas, że moja córka, dziś już po studiach, chodziła do przedszkola. Któregoś dnia z dumą wyrecytowała mi wierszyk, jaki pani nauczyła dzieci. Był on taki:

Wpadła gruszka do fartuszka, a za gruszką dwa jabłuszka,

a śliweczka wpaść nie chciała, bo śliweczka niedojrzała.

Wysłuchałem, pochwaliłem i … nie wytrzymałem siły skojarzeń. Zaimprowizowałem. Niestety na głos:

Wpadła myszka do kieliszka, potem druga szara myszka,

tylko biała wpaść nie chciała, bo już dość wódeczki miała.

Co to się działo, co się działo… Oczywiście następnego dnia w przedszkolu. Dzieci mają porażającą pamięć. U pani przedszkolanki miałem na długo przechlapane.

Wspominając zabawne wierszyki, przytoczę kapitalny czterowiersz, tym razem nie mój, który usłyszałem od jednego z telewizyjnych prezenterów prognozy pogody:

Rymowanki

Jeżeli na świętego Prota

będzie słońce, albo słota,

to na świętego Nikodema

jest pogoda, albo jej nie ma.

Oto godny uznania dystans do zawodu! Tego rodzaju krótkie rymowanki chętnie stosowali niegdysiejsi konferansjerzy. Niezapomniany Józef Prutkowski takim oto wierszykiem inaugurował każdego wieczoru swój program:

Hieny nikt nie pogłaszcze,

bo hiena wredną ma paszczę.

My jednak wolimy hienę

od widza, który nie klaszcze

.

Na zakończenie coś sentymentalnego.

Podczas pewnego klubowego wieczoru artystycznego, który prowadziłem w charakterze konferansjera, zabawiałem gości własnymi rymowankami na różne tematy. Ogólnie były one średnie – lepsze i gorsze. Niektóre śpiewane do znanych melodii. Do melodii jednej z kolęd we fragmencie „… dom nasz i majętność całą…” zanuciłem następujący wierszyk:

Miałem narzeczonych parę

zmarnowałem je za barem,

dziś już to są baby stare

… gówno chłopu nie zegarek.

I oto w końcu sali wstaje kobieta. Poznaję ją. Moja znajoma sprzed lat. Piękna pani redaktor jednego z modnych pism kobiecych. Spogląda na mnie wymownie i głośno pyta:

- Andrzej! Ale to nie o mnie?