Zatytuowałem dzisiejszy felieton w taki bezpośredni i osobisty sposób, ponieważ otrzymałem list od Pana Włodzimierza Jaworowskiego, którego osobiście nie znam, a który przedstawił się jako mój stały czytelnik. A także jako były warszawiak oraz mniej więcej mój rówieśnik.

Szanowny panie Włodzimierzu

List ten sprawił mi ogromną przyjemność. Pan Włodzimierz, odnosząc się do mojego felietonu sprzed dwóch tygodni pod tytułem „Bazary”, odczuł pewien niedosyt, ponieważ nie wymieniłem w swoim tekście słynnego, a wręcz kultowego warszawskiego bazaru przy ulicy Polnej. Od razu widać, że Pan Włodzimierz to warszawiak „całą gębą”. W dodatku domyślam się, że z Ochoty, czyli tak jak ja (ostatnie trzydzieści lat w Warszawie mieszkałem kolejno przy ulicy Korotyńskiego, a potem Barskiej). Wymieniam Pana Włodzimierza po nazwisku, ponieważ stał się poniekąd współautorem felietonu dzisiejszego, inicjując temat, który przecież nie wszystkim mieszkańcom Szczytna jest równie bliski, co byłym warszawiakom. No, ale skoro tacy tu mieszkają…

Zatem wspomnijmy kilka słynnych warszawskich bazarów, bo przecież słynęła niegdyś Warszawa z trzech jeszcze wyjątkowych targowisk, poza wymienionym przez Pana Włodzimierza. Mam tu na myśli przede wszystkim „Różyca”, czyli praski Bazar Różyckiego, „Ciuchy” w Rembertowie, a także późniejszy największy bazar w Europie, to jest Stadion Dziesięciolecia. Zacznijmy od Polnej.

Pan Włodzimierz pisze, że jako dziesięcioletnie pacholę wysyłany był na Polną po sery, śmietanę i owoce. W tych latach Polnej nie znałem. Mieszkałem gdzie indziej. Ale już nieco później, gdzieś tak od czasów studenckich, poznałem dość dobrze ten bazar, zwłaszcza jego „szemraną”, pomroczną osobowość. Tam to przez calutką noc dyżurowały leciwe na ogół matrony handlujące gorzałą. Tu przypomnę, że koło ulicy Polnej w Warszawie znajdują się budynki Politechniki, a brać studencka, choć uboga, zawsze bywała spragniona. Toteż tamtejsze meliniarki sprzedawały dla mniej zamożnych akademickich klientów wódę na szklaneczki. Oczywiście nigdy nie myte, bo przecież gorzała dezynfekuje.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.