Do podjęcia dzisiejszego tematu sprowokowało mnie pytanie, jakie kilka dni temu zadał mi zaprzyjaźniony pracownik szczycieńskiego ratusza.

Odmienność regionalnych obyczajów
Od razu widać, że w domu gości około dwudziestu osób

Otóż, ni stąd ni zowąd, zwrócił się on do mnie z takim oto wyimaginowanym problemem: „Panie Andrzeju, gdybym miał okazję odwiedzić pana w domu, to czy powinienem, po wejściu do przedpokoju, zdjąć buty? Bo tak to się jakoś ogólnie u nas przyjęło, ale też niekoniecznie wszędzie. Co pan o tym zwyczaju sądzi?”. Oczywiście odruchowo odpowiedziałem, że „w życiu! - żadnego zdejmowania butów!”, ale też zaraz ogarnęły mnie pewne przemyślenia na temat różnic obyczajowych, wynikających z mieszkania w wielkim mieście, w miasteczkach mniejszych i na wsi. Ja całe swoje życie, a urodziłem się tuż po wojnie, spędziłem w Warszawie, gdzie zresztą, w okresie przedwojennym, mieszkał mój ojciec (czyli warszawiakiem jestem prawdziwym). Rodziców odwiedzali liczni znajomi. Później, kiedy dorosłem, mnie również. Natomiast nie przypominam sobie, aby ktokolwiek z nich zdejmował obuwie. Wydawałoby się to czymś żenującym. Oczywiście podczas jesiennej, czy zimowej słoty kładziono na podłodze, koło wieszaka na zewnętrzne ubrania, eleganckie flanelowe szmaty i na tych to podkładkach przybysz z zewnątrz szusował po drewnianym parkiecie, nie nanosząc błocka. No, ale to tylko podczas słoty. W normalne, pogodne dni wystarczyło użyć wycieraczki przed wejściem.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.